środa, 4 października 2017

O samotności... której nie lubię


Bardzo nie lubię przeżywać samotności....Niby nie jestem sama, bo mam dzieci, mamę, swojego małża, przyjaciół czy moją siostrę 2000 km ode mnie.. Ostatnio często odczuwam taką wewnętrzną samotność  Niestety gdy nastaje taki stan to wyszukuje sobie "smutnych ciężkich kawałków"- słucham wtedy do upadłego, aż się popłacze. Po to by się wypłakać to mnie oczyszcza, przynosi ulgę i na chwilę mam spokój.

 Zresztą jesień nigdy na mnie dobrze nie oddziaływała. Podobno za mało witaminy D czy coś...Teraz znów przeżywam..

Odkąd małż mój zmienił pracę rzadko go widuję. Nie tylko ja, ale i dzieci. Jak tak sobie pomyślę to będę pokazywać im ojca jak eksponat w muzeum "od święta". Awantury kręcą się tylko wokół tego tematu....A do teraz doszła delegacja.Wiedziałam, że to kiedyś nadejdzie, ale przyszło tydzień za wcześniej. Wczoraj małż wyjechał na 2 tygodnie do Norymbergi,a dziś już Mała M płakała za nim. Czeka nas długie 2 tygodnie...


Czy Wy też macie czasami poczucie samotności, chodź nie jesteście sami? A może nie miewacie takich stanów?Co Wam przynosi ulgę?


"Wystarczy jedna osoba,
 by ożyło pustkowie i wystarczy jej brak, 
aby wielkie miasto wydało się puste."
-Lidia Jasińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz